O
Polski wolność walczyły tłumy ludzi.
Wielu
z nich nigdy do domu nie wróciło.
Byli
tam wszyscy: niscy, wysocy, grubi, chudzi.
Mieli
w głowach jedno: By marzenie się spełniło.
A
marzyli tylko o Polsce. O wolnej i pięknej.
O
kraju, gdzie nie mieszka nieprzyjaciół rój.
Wiedzieli,
że przy takim kraju, serce z dumy pęknie.
I
z taką świadomością dzielnie ruszyli w bój.
Więc
szedł raz Polak młody poprzez ciemny las.
Trzymał
w ręku broń, gotową do użycia.
Szedł
by wyzwolić siebie, szedł by wyzwolić nas.
Był
gotów oddać wszystko dla innego życia.
Wtem
nagle wróg się zjawił, zaszedł go od tyłu.
Polak
zdążył spostrzec, lecz na reakcję za późno.
Wiedział,
że dla wroga podobny jest do pyłu.
Ale
wierzył, że teraz nie umiera na próżno.
„Nie
rzucim ziemi, skąd nasz ród”,
Ostatnia
melodia wybrzmiała z bohatera ust.
Leży
tam gdzieś teraz, gdzie niepostawiony grób,
Gdzie
100 lat temu nieprzyjaciel pociągnął za spust.
Gdzie
zakończyła się historia jego życia,
Przyczyniając
się do historii Polski niepodległej.
On,
który, jako jeden z wielu ośmielił się wyjść z ukrycia.
Przestał
być częścią społeczności uległej.
Dzięki
takim jak on, możemy istnieć teraz.
Dzięki
takim jak on, Polak nie ma skutych nóg.
Teraz,
chcąc naśladować ich, śpiewamy nieraz.
„Tak
nam dopomóż Bóg. Tak nam dopomóż Bóg.”