poniedziałek, 30 stycznia 2023

Odeszła

 Zawsze nazywała mnie swoim słońcem,

Bo podobno dawałam jej światło i siłę.

Dzieliłam z nią emocje te trudne, te gorące.

Wiedziałam, że mogę zadzwodzić, gdy przyjdą dobre chwile.

Rozprawiałyśmy razem o losach naszych domów.

Przeszłyśmy razem przez diagnozę nas obu.

Unikałyśmy jakoś burzy i jej gromów,

Dopóki skóra jednej z nas nie zaczęła przypominać lodu.

Gdy odeszła, chciałam odejść zaraz potem.

Wynik jej choroby wydawał się tak niesprawiedliwy.

No bo przecież ta historia miała się zakończyć wzlotem.

A pozostał płacz i pustka, no i uśmiech ledwie tkliwy.

Ona zawsze tak wierzyła, że pozbieram kawałki siebie.

Chciała patrzeć jak rozwija się moje dorosłe życie.

Teraz patrzy, mnie ogląda, ale gdzieś na chmurce w niebie,

Podczas gdy ja tu próbuje otrzeć swoje łezki skrycie.

Ciężko się pogodzić z tak paskudnym końcem.

Ciężko jakoś docenić, że już żyje w lekkości.

Bo ona zawsze nazywała mnie swoim słońcem.

Co najmniej jakby moje promienie były czymś więcej, niż odbiciem jej miłości.