I w pewnym momencie
nastąpił ten dzień.
Nie odwlekał się w
nieskończoność, jak chciałam.
Całą moją ziemię
spowił straszny cień.
Nic nie mogłam
zrobić, a więc tylko łkałam.
Ze współczuciem w
oczach patrzyli na mnie ludzie.
A ja stałam w
jednym miejscu, stałam tam i tyle.
Marzyłam, że zaraz
wstanę, ze snu się obudzę.
Lecz tak się nie
stało. Wiedziałam, że nie żyje.
Wiedziałam, że już
odszedł, nic go nie przywróci.
Wiedziałam, że się
zabił, bo chorował od lat.
Ja, naiwna. Ja
czekałam aż wróci.
Tego dnia wywrócił
się mój świat.
I wiem, że pewnego
dnia znów się spotkamy.
Wiem, że
powiedziałby mi, że mam o nim nie myśleć.
Teraz jest mu pewnie
dobrze, jak kiedyś u mamy.
Potrzebowałam dużo
czasu, żeby to sama przemyśleć.
Kiedyś, gdzieś u
Boga, wrócimy do siebie.
Ale nie wiem, co na
pogrzebie głośniejszy dźwięk wydało.
Czy to była trumna,
która uderzyła w ziemię?
Czy moje serce, które się przy tym roztrzaskało?
Czy moje serce, które się przy tym roztrzaskało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz