poniedziałek, 6 listopada 2017

Pogrzeb

I w pewnym momencie nastąpił ten dzień.
Nie odwlekał się w nieskończoność, jak chciałam.
Całą moją ziemię spowił straszny cień.
Nic nie mogłam zrobić, a więc tylko łkałam.
Ze współczuciem w oczach patrzyli na mnie ludzie.
A ja stałam w jednym miejscu, stałam tam i tyle.
Marzyłam, że zaraz wstanę, ze snu się obudzę.
Lecz tak się nie stało. Wiedziałam, że nie żyje.
Wiedziałam, że już odszedł, nic go nie przywróci.
Wiedziałam, że się zabił, bo chorował od lat.
Ja, naiwna. Ja czekałam aż wróci.
Tego dnia wywrócił się mój świat.
I wiem, że pewnego dnia znów się spotkamy.
Wiem, że powiedziałby mi, że mam o nim nie myśleć.
Teraz jest mu pewnie dobrze, jak kiedyś u mamy.
Potrzebowałam dużo czasu, żeby to sama przemyśleć.
Kiedyś, gdzieś u Boga, wrócimy do siebie.
Ale nie wiem, co na pogrzebie głośniejszy dźwięk wydało.
Czy to była trumna, która uderzyła w ziemię?
Czy moje serce, które się przy tym roztrzaskało?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz