poniedziałek, 23 września 2019

Panna z bańkami

Puszczała bańki i z wiatrem tańczyła.
Nuciła piosenki, które znała jeszcze z przedszkola.
Nosiła spódnice, które mama jej uszyła.
Uśmiechała się, widząc męskie zakola.
Wplatała we włosy kwiat dzikiej jabłoni.
Biegała po polach z zadyszką malutką.
Wyobrażała sobie, że piesek obok goni.
I na ptasie pióra dmuchała leciutko.
Próbowała zapomnieć, że mama nie żyje.
Że wiatr to wichura, a nie powiew ciepła.
Że kwiaty zwiędły, choć pamięć to kryje.
Że promienie słońca zamieniły się w rysy piekła.
Miała więcej lat, niż chciałaby mieć.
Choć wokół była bieda, udawała, że to rozpusta.
Mówiła, że zebrała wszystko, zanim chciała chcieć.
Udawała, że nie jest, jak ta bańka. Ulotna, nietrwała, pusta.

poniedziałek, 16 września 2019

Pozwólcie mi przegrać

Byle do końca dnia, tygodnia, miesiąca.
Byle do pierwszej spokojnej myśli.
Byle dopóki nie zrobię się śpiąca.
Byle by zatrzymać potwora, zanim się namyśli.
Zatrzymać natłok myśli, zbędne ruminacje.
Pokonać schematy, do których się nie przyznaję.
Przestawać przypisywać komukolwiek rację.
Nie mówić głośno, że znów się poddaję.
Wszystko to po to, żeby przekonać siebie samą,
Że wcale nie chcę znów tego przerabiać.
Że nie chcę znów przejmować się każdą raną.
Że nie chcę się starą wersją mnie stawać.
I byle uświadomić sobie w końcu całkiem,
Że przecież to rozwiązanie tylko na chwilę.
Że o wszystkim zapomnę rankiem.
I mieć nadzieję, że kiedyś nie będzie „byle”.
Ale teraz jest byle do jakiegoś czasu.
Byle do chwili spokojniejszej.
Byle do wspomnienia cichego lasu.
Byle do twarzy ciut jaśniejszej.
Nie chcę już żyć byle do końca.
Nie chcę co dzień próbować być bez skaz.
Nie chcę na siłę szukać ciepłego słońca.
Chcę dzisiaj przegrać chociaż raz.