Byle
do końca dnia, tygodnia, miesiąca.
Byle
do pierwszej spokojnej myśli.
Byle
dopóki nie zrobię się śpiąca.
Byle
by zatrzymać potwora, zanim się namyśli.
Zatrzymać
natłok myśli, zbędne ruminacje.
Pokonać
schematy, do których się nie przyznaję.
Przestawać
przypisywać komukolwiek rację.
Nie
mówić głośno, że znów się poddaję.
Wszystko
to po to, żeby przekonać siebie samą,
Że
wcale nie chcę znów tego przerabiać.
Że
nie chcę znów przejmować się każdą raną.
Że
nie chcę się starą wersją mnie stawać.
I
byle uświadomić sobie w końcu całkiem,
Że
przecież to rozwiązanie tylko na chwilę.
Że
o wszystkim zapomnę rankiem.
I
mieć nadzieję, że kiedyś nie będzie „byle”.
Ale
teraz jest byle do jakiegoś czasu.
Byle
do chwili spokojniejszej.
Byle
do wspomnienia cichego lasu.
Byle
do twarzy ciut jaśniejszej.
Nie
chcę już żyć byle do końca.
Nie
chcę co dzień próbować być bez skaz.
Nie
chcę na siłę szukać ciepłego słońca.
Chcę
dzisiaj przegrać chociaż raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz