Puszczała
bańki i z wiatrem tańczyła.
Nuciła
piosenki, które znała jeszcze z przedszkola.
Nosiła
spódnice, które mama jej uszyła.
Uśmiechała
się, widząc męskie zakola.
Wplatała
we włosy kwiat dzikiej jabłoni.
Biegała
po polach z zadyszką malutką.
Wyobrażała
sobie, że piesek obok goni.
I
na ptasie pióra dmuchała leciutko.
Próbowała
zapomnieć, że mama nie żyje.
Że
wiatr to wichura, a nie powiew ciepła.
Że
kwiaty zwiędły, choć pamięć to kryje.
Że
promienie słońca zamieniły się w rysy piekła.
Miała
więcej lat, niż chciałaby mieć.
Choć
wokół była bieda, udawała, że to rozpusta.
Mówiła,
że zebrała wszystko, zanim chciała chcieć.
Udawała,
że nie jest, jak ta bańka. Ulotna, nietrwała, pusta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz