czwartek, 27 grudnia 2018

Strach

Właśnie teraz chciałabym po prostu być smutna.
Wmówić sobie, że nie zasługuję na szczęście.
Uwierzyć całkowicie, że każda nadzieja jest złudna.
Że nigdy się nie dopasuję, nie będę niczego częścią.
Dużo łatwiej byłoby mi rozdrapać ranę na ciele
Zobaczyć krew, płynącą po tak dawno nie zranionej skórze.
Rozpamiętać wszystkie swoje błędy. A było ich wiele.
Ale czemu widzieć tylko kolce, mając przed sobą różę?
Tak, boję się cieszyć, bo boję się, że to się nagle zatrzyma.
Czasami tak się boję, że nie mam siły nawet ruszyć głową.
Ale nie mogę żyć tym, co mnie w miejscu trzyma.
Nie mogą stać się nikim innym, niż teraz jestem. Sobą.
A skoro jestem sobą, to jestem wszystkim, co mnie tworzy.
Ranami, wspomnieniami, każdą łzą i nerwobólem.
Ale jestem też człowiekiem, dziełem Boga z przestworzy.
Niedocenionym przez samą siebie cudem.
Zwykłą dziewczyną, która ma prawo popełnić błąd.
Lecz nie chcę ich robić. Boję się, że każdy kolejny mnie pogrąży.
Chciałabym uciec od błędów, jak najdalej stąd.
Ale wiem, że one i tak się za mną pociągną, jak na uprzęży.
Więc muszę im stawić czoła, czy tego chcę, czy nie.
I chociaż teraz myślę, że nie dam rady przez to przejść
To robiłam to wcześniej, nieważne kiedy i gdzie.
Więc czemu nie umiem jeszcze raz w to wejść?
Wiem, że kiedyś zacznę się podnosić, może niedługo.
Ale jeszcze nie dziś, dzisiaj zbyt świeże wspomnienia.
Na razie potrzebuję leżeć. Spokojnie i długo.
Na razie jest tylko cień mnie. Mnie jeszcze nie ma.
Ale jeszcze się odrodzę, zacznę życie swe wstrzymane.
Jeszcze pokażę sobie i wszystkim, że mnie na to stać.
Jeszcze jakoś wybielę każdą na umyśle plamę.
Ja to wszystko zrobię. Jak tylko przestanę się bać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz