Miałam dzisiaj sen, był trochę dziwny.
Jak co ranek, mój pies mnie przywitał.
Oczy jego miały kolor ciemny, piwny.
I tak siedział, siedział i nagle spytał.
No właśnie, spytał, tutaj jest zagadka.
Ja tu w ciężkim szoku, chwilę nie mówię nic.
Pies dalej pyta, czy dostanie kawałek jabłka.
Rzucam mu kawałek i znów pod kołdrę hyc.
Kładę się na chwilę, ale słońce dawno w górze,
Dobija się przez okno, nie daje mi spać.
Rozpoczynam więc podróże.
Do łazienki i lodówki, ale i tak trzeba wstać.
Zwlekam się dzielnie z łóżka, choć wciąż bym pospała.
Sprawdzam, czy ktoś czasem przez noc nie napisał.
Faktycznie, jakaś wiadomość w skrzynce odbiorczej została.
A obok wiadomości, zdarzenia, jakby ktoś testament spisał.
Gdzieś tam, poza Polską, ktoś do siebie strzela.
Tutaj, już w granicach, nożem atakuje.
Ktoś gdzieś w lesie świętuje urodziny Hitlera,
Ojciec kłóci się z matką, bo dziecko "wariuje".
Tutaj gdzieś był zamach, ludzie zginęli.
Tu dostajesz w twarz za swoje przekonania.
W rejestrach miliony ludzi, którzy zaginęli.
W domach dzieci zostawione same w obliczu dorastania.
Ciągle gdzieś się słyszy o nowych tragediach.
Coraz więcej człowiek wyrządza krzywdy człowiekowi.
Jesteśmy uzależnieni od informacji w mediach.
Wierzymy pierwszemu lepszemu pseudo-prorokowi.
A ja siedzę, oczy zaciśnięte, aż sprawia to ból.
Myślę o gwałtach, rozbojach, niespokojnym śnie.
Myśli w głowie niszczące, jak szarańczy rój.
I udaję, że mój sen (koszmar?) nie skończył się na gadającym psie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz