Gdy miałam osiem lat, myślałam o przyszłości.
O tym, jak wyglądać będzie mój świat.
Wyobrażałam sobie dom pełen gości.
Stworzyłam obraz siebie w wieku nastu lat.
W wyimaginowanym obrazie miałam drugą połówkę.
Byłam wysoka, szczupła, umiałam się malować.
Nie musiałam się zbytnio martwić o gotówkę.
Nie potrzebowałam takiej ilości czynów żałować.
Nie miałam w tym obrazie pociętego ciała.
Na myśli samobójcze miejsca w nim nie było.
Nie przewidziałam, że karta nie zawsze będzie biała.
Nie spodziewałam się pragnień, żeby życie się skończyło.
Nie pytałam życia o tyle nienawiści.
Nie błagałam o nienawiść do samej siebie.
Jako dziecko liczyłam, że chociaż jeden sen się ziści.
Że ostatecznie skończę życie w niebie.
A tu nagle, z nikąd zaczynam być dorosła.
Już za kilka chwil kończę naście lat.
A droga przez życie wcale nie jest taka prosta.
I coraz więcej wymaga ode mnie ten świat.
Przepraszam Cię, ośmioletnie dziecie.
Przepraszam, bo wiem, że wierzyłaś swoim snom.
Myślałaś pozytywnie o tym podłym świecie.
A potem, tak nagle, musiałaś stać się mną.
wtorek, 17 grudnia 2019
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Pozory
Kiedy
się zapytasz, powiem, że jest pięknie.
Gdy
zobaczysz łzy, powiem, że to reakcja na kurz.
Gdy
dotkniesz twardego serca, powiem, że zmięknie.
Kilka
słów, jeden uśmiech i już.
Gdy
zobaczysz ranę, szybko zmienię temat.
Gdy
usłyszysz jęk, zamienię go w melodię.
Spytana
o kompleksy, powiem, że ich nie ma.
Nigdy
nie przyznam, że czuję się okropnie.
I
kiedyś, kiedy będę nazbyt pusta,
Zobaczysz,
jak z budynku będę skakała.
Wtedy
pomyślisz sobie, zatykając usta
„Ale
przecież ona się uśmiechała”.
środa, 16 października 2019
Nie idź nad jezioro
Skarbie, nie idź dzisiaj nad jezioro.
Nie wpatruj się w zdradziecką toń wody.
Nie rozpatruj problemów, choć jest ich sporo.
Nie szukaj w bólu jakiejś przedziwnej nagrody.
Skarbie, idź spać dzisiaj trochę wcześniej.
Nie przeżywaj tego w samotności.
Uśmiechnij się, chociaż we śnie.
Nie daj znowu przezwyciężyć się słabości.
Kochanie, jutro wstanie nowy dzień.
Jutro wszystko się wypogodzi.
Jutro odejdzie beznadziei cień.
Czas do jutra część bólu złagodzi.
Kochanie, to wszystko kiedyś się skończy.
Rozwiążą się te problemy, których jest sporo.
Tylko nie wpatruj się dzisiaj, jak fala toń mąci.
Tylko skarbie, nie idź dzisiaj nad jezioro.
Nie wpatruj się w zdradziecką toń wody.
Nie rozpatruj problemów, choć jest ich sporo.
Nie szukaj w bólu jakiejś przedziwnej nagrody.
Skarbie, idź spać dzisiaj trochę wcześniej.
Nie przeżywaj tego w samotności.
Uśmiechnij się, chociaż we śnie.
Nie daj znowu przezwyciężyć się słabości.
Kochanie, jutro wstanie nowy dzień.
Jutro wszystko się wypogodzi.
Jutro odejdzie beznadziei cień.
Czas do jutra część bólu złagodzi.
Kochanie, to wszystko kiedyś się skończy.
Rozwiążą się te problemy, których jest sporo.
Tylko nie wpatruj się dzisiaj, jak fala toń mąci.
Tylko skarbie, nie idź dzisiaj nad jezioro.
poniedziałek, 14 października 2019
Jak mała dziewczynka
Jestem cały czas, jak mała dziewczynka,
Pragnę być dorosła, ale wciąż się boję.
Boję się sparzyć, choć pragnę ciepła z kominka.
Boję się wyjść poza oczekiwania swoje.
Ja wciąż czuję się, jak dziecko bezbronne.
Świat mnie nie nauczył żadnej sztuki walki.
Chcę wyjść poza ściany. Poza mury obronne.
Ale jedyne co umiem, to przytulać się do lalki.
Chcę do pokonywania problemów dojrzeć.
Bo do tego się dorasta, prawda? Wszyscy dorastamy.
Chcę, jak świadomy człowiek na ten świat spojrzeć.
A jedyne, czego potrzebuję to przytulić się do mamy.
Jestem zwykłym dzieckiem, nic nie wiem o życiu.
Ten świat mnie przerasta, ja nie daję już rady.
Czy kiedyś będę potrafiła przestać żyć w ukryciu?
Czy kiedykolwiek dam radę pokazać ludziom wady?
Tak, jak małe dziecko boi się ciemności w nocy,
Ufa bajkom, morałom, zawartym w zwykłym słowie.
Czasami, po koszmarze, potrzebuje pomocy.
Tak ja boję się ciemności, siedzącej w mojej głowie.
Styczeń 2018
Pragnę być dorosła, ale wciąż się boję.
Boję się sparzyć, choć pragnę ciepła z kominka.
Boję się wyjść poza oczekiwania swoje.
Ja wciąż czuję się, jak dziecko bezbronne.
Świat mnie nie nauczył żadnej sztuki walki.
Chcę wyjść poza ściany. Poza mury obronne.
Ale jedyne co umiem, to przytulać się do lalki.
Chcę do pokonywania problemów dojrzeć.
Bo do tego się dorasta, prawda? Wszyscy dorastamy.
Chcę, jak świadomy człowiek na ten świat spojrzeć.
A jedyne, czego potrzebuję to przytulić się do mamy.
Jestem zwykłym dzieckiem, nic nie wiem o życiu.
Ten świat mnie przerasta, ja nie daję już rady.
Czy kiedyś będę potrafiła przestać żyć w ukryciu?
Czy kiedykolwiek dam radę pokazać ludziom wady?
Tak, jak małe dziecko boi się ciemności w nocy,
Ufa bajkom, morałom, zawartym w zwykłym słowie.
Czasami, po koszmarze, potrzebuje pomocy.
Tak ja boję się ciemności, siedzącej w mojej głowie.
Styczeń 2018
poniedziałek, 23 września 2019
Panna z bańkami
Puszczała
bańki i z wiatrem tańczyła.
Nuciła
piosenki, które znała jeszcze z przedszkola.
Nosiła
spódnice, które mama jej uszyła.
Uśmiechała
się, widząc męskie zakola.
Wplatała
we włosy kwiat dzikiej jabłoni.
Biegała
po polach z zadyszką malutką.
Wyobrażała
sobie, że piesek obok goni.
I
na ptasie pióra dmuchała leciutko.
Próbowała
zapomnieć, że mama nie żyje.
Że
wiatr to wichura, a nie powiew ciepła.
Że
kwiaty zwiędły, choć pamięć to kryje.
Że
promienie słońca zamieniły się w rysy piekła.
Miała
więcej lat, niż chciałaby mieć.
Choć
wokół była bieda, udawała, że to rozpusta.
Mówiła,
że zebrała wszystko, zanim chciała chcieć.
Udawała,
że nie jest, jak ta bańka. Ulotna, nietrwała, pusta.
poniedziałek, 16 września 2019
Pozwólcie mi przegrać
Byle
do końca dnia, tygodnia, miesiąca.
Byle
do pierwszej spokojnej myśli.
Byle
dopóki nie zrobię się śpiąca.
Byle
by zatrzymać potwora, zanim się namyśli.
Zatrzymać
natłok myśli, zbędne ruminacje.
Pokonać
schematy, do których się nie przyznaję.
Przestawać
przypisywać komukolwiek rację.
Nie
mówić głośno, że znów się poddaję.
Wszystko
to po to, żeby przekonać siebie samą,
Że
wcale nie chcę znów tego przerabiać.
Że
nie chcę znów przejmować się każdą raną.
Że
nie chcę się starą wersją mnie stawać.
I
byle uświadomić sobie w końcu całkiem,
Że
przecież to rozwiązanie tylko na chwilę.
Że
o wszystkim zapomnę rankiem.
I
mieć nadzieję, że kiedyś nie będzie „byle”.
Ale
teraz jest byle do jakiegoś czasu.
Byle
do chwili spokojniejszej.
Byle
do wspomnienia cichego lasu.
Byle
do twarzy ciut jaśniejszej.
Nie
chcę już żyć byle do końca.
Nie
chcę co dzień próbować być bez skaz.
Nie
chcę na siłę szukać ciepłego słońca.
Chcę
dzisiaj przegrać chociaż raz.
czwartek, 22 sierpnia 2019
Wejście w przyszłość
Koniec
kolejnego rozdziału już na horyzoncie błyszczy.
A
przecież dopiero co go zaczynałam.
Dopiero
ratowałam nadzieję, co ledwo iskrzy.
Dopiero
co nowy wiersz poprawiałam.
Niby
wiedziałam, ile to będzie trwało.
Całkiem
gotowa byłam, przysięgam.
I
nagle nie wiem, jak to się stało.
Znowu
po nowe życie sięgam.
Znów
otoczą mnie ludzie nowi zupełnie.
Zmienię
codzienność, jak drzewa liście.
Być
może marzenia jakieś spełnię.
Może
zobaczę to, co wcześniej już widzieliście.
Może
w końcu znajdę chłopca na życie.
Może
zostanę dojrzałym człowiekiem.
Może
przeżyję coś, w co nie uwierzycie.
Może
faktycznie wejdę w dorosłość razem z wiekiem.
Być
może się zmienię, być może nie.
Może
schudnę, a może przytyję.
Może
wybiorę zawód, który chcę.
Może
po prostu to wszystko przeżyję.
Już
nie boję się tak bardzo przyszłości.
Nie,
nie mówię o niej głosem pełnym odrazy.
Po
prostu nie chcę tracić teraźniejszości.
Nie
kiedy w końcu uwolniłam się od przeszłości skazy.
Ułożyłam
życie, jakie chciałam dawniej.
Nauczyłam
się odróżniać dobre od złego.
A
teraz wchodzę do przyszłości trochę mniej zabawnej,
Która
nie gwarantuje mi praktycznie nic pewnego.
wtorek, 30 lipca 2019
Sen dzisiejszego świata
Miałam dzisiaj sen, był trochę dziwny.
Jak co ranek, mój pies mnie przywitał.
Oczy jego miały kolor ciemny, piwny.
I tak siedział, siedział i nagle spytał.
No właśnie, spytał, tutaj jest zagadka.
Ja tu w ciężkim szoku, chwilę nie mówię nic.
Pies dalej pyta, czy dostanie kawałek jabłka.
Rzucam mu kawałek i znów pod kołdrę hyc.
Kładę się na chwilę, ale słońce dawno w górze,
Dobija się przez okno, nie daje mi spać.
Rozpoczynam więc podróże.
Do łazienki i lodówki, ale i tak trzeba wstać.
Zwlekam się dzielnie z łóżka, choć wciąż bym pospała.
Sprawdzam, czy ktoś czasem przez noc nie napisał.
Faktycznie, jakaś wiadomość w skrzynce odbiorczej została.
A obok wiadomości, zdarzenia, jakby ktoś testament spisał.
Gdzieś tam, poza Polską, ktoś do siebie strzela.
Tutaj, już w granicach, nożem atakuje.
Ktoś gdzieś w lesie świętuje urodziny Hitlera,
Ojciec kłóci się z matką, bo dziecko "wariuje".
Tutaj gdzieś był zamach, ludzie zginęli.
Tu dostajesz w twarz za swoje przekonania.
W rejestrach miliony ludzi, którzy zaginęli.
W domach dzieci zostawione same w obliczu dorastania.
Ciągle gdzieś się słyszy o nowych tragediach.
Coraz więcej człowiek wyrządza krzywdy człowiekowi.
Jesteśmy uzależnieni od informacji w mediach.
Wierzymy pierwszemu lepszemu pseudo-prorokowi.
A ja siedzę, oczy zaciśnięte, aż sprawia to ból.
Myślę o gwałtach, rozbojach, niespokojnym śnie.
Myśli w głowie niszczące, jak szarańczy rój.
I udaję, że mój sen (koszmar?) nie skończył się na gadającym psie.
Jak co ranek, mój pies mnie przywitał.
Oczy jego miały kolor ciemny, piwny.
I tak siedział, siedział i nagle spytał.
No właśnie, spytał, tutaj jest zagadka.
Ja tu w ciężkim szoku, chwilę nie mówię nic.
Pies dalej pyta, czy dostanie kawałek jabłka.
Rzucam mu kawałek i znów pod kołdrę hyc.
Kładę się na chwilę, ale słońce dawno w górze,
Dobija się przez okno, nie daje mi spać.
Rozpoczynam więc podróże.
Do łazienki i lodówki, ale i tak trzeba wstać.
Zwlekam się dzielnie z łóżka, choć wciąż bym pospała.
Sprawdzam, czy ktoś czasem przez noc nie napisał.
Faktycznie, jakaś wiadomość w skrzynce odbiorczej została.
A obok wiadomości, zdarzenia, jakby ktoś testament spisał.
Gdzieś tam, poza Polską, ktoś do siebie strzela.
Tutaj, już w granicach, nożem atakuje.
Ktoś gdzieś w lesie świętuje urodziny Hitlera,
Ojciec kłóci się z matką, bo dziecko "wariuje".
Tutaj gdzieś był zamach, ludzie zginęli.
Tu dostajesz w twarz za swoje przekonania.
W rejestrach miliony ludzi, którzy zaginęli.
W domach dzieci zostawione same w obliczu dorastania.
Ciągle gdzieś się słyszy o nowych tragediach.
Coraz więcej człowiek wyrządza krzywdy człowiekowi.
Jesteśmy uzależnieni od informacji w mediach.
Wierzymy pierwszemu lepszemu pseudo-prorokowi.
A ja siedzę, oczy zaciśnięte, aż sprawia to ból.
Myślę o gwałtach, rozbojach, niespokojnym śnie.
Myśli w głowie niszczące, jak szarańczy rój.
I udaję, że mój sen (koszmar?) nie skończył się na gadającym psie.
czwartek, 11 lipca 2019
Proces uczuć
Po co mówić o
miłości, kiedy nie stać nas na przyjaźń?
Po co mieszać sobie
w głowie, w której już jest namieszane?
To jak szukanie
klucza z furtki, gdy otwarty jest już wyjazd.
Jak szukanie drogich
ofert, gdy nas nie stać na mieszkanie.
Przecież wiem, jak
to się skończy, znam ten schemat dosyć dobrze.
Niby coś się może
zmienić, ale po co sprawdzać w sumie?
Po co wciąż
naciągać linkę, patrząc które z nas się oprze?
Patrząc które z
nas przemówi, które z nas zrozumie.
Nawet jeśli przez
czas cały każde z nas byłoby geniuszem,
Wskaźnik
inteligencji nie mieściłby się w skali,
Każde z nas miałoby
piękną twarz i piękną duszę,
W obliczu uczucia
bylibyśmy idiotami.
Bo mogę się
nauczyć każdego pojedynczego teorii słowa.
Mogę je studiować,
jak studiuję twoje ruchy.
Być może rozróżnić
prawdę i to, co podpowiada głowa.
Ale co nie zrobić,
i tak usłyszę zarzuty.
„Kobieta w wieku
średnim, żyjąca tylko z psem.
Nie pozwoliła się
kochać, choć miłość dać chciała.
Nie wchodząca w
związki nigdzie poza snem.
Przegapiła życie,
bo za bardzo się bała.”
Tam wyroku mi nie
dadzą, bo już dawno zapadł.
Sama go sobie
ustaliłam i konsekwentnie wymierzałam.
Każdy plan, każda
nadzieja, każdy sposób upadł.
Z własnego wyboru
samotna do końca zostałam.
„Biała kobieta,
lat 20, raz kolejny jest zraniona.
Pistoletem słów i
uczynków zaatakowana.
Rana wlotowa w
myślach została znaleziona.
Wylotowa – w
sercu. Krew wciąż jest tamowana.”
Tak by brzmiało
drugie moje oskarżenie.
Tutaj już dostałam
srogi wyrok od kogoś z droższych pokoi:
Natrętne myśli,
chłód zranionego narządu i cierpienie.
Na czas
nieokreślony. Przynajmniej aż się zagoi.
poniedziałek, 3 czerwca 2019
Daltonistka
Pamiętam, jak
kiedyś byłam chora.
Na daltonizm, tak
lubię mówić.
Ciężka była
szczególnie wieczorna pora.
Wtedy wszystkie
kolory zdawały się wśród czerni gubić.
Dużo osób mówi,
że z takich chorób się nie da wyleczyć.
Częściowo się
muszę niestety z nimi zgodzić.
Nie da się
wyzdrowieć całkowicie, trudno zaprzeczyć,
Ale można w bardzo
dużym stopniu cierpienie załagodzić.
Dużo osób chciało
pokazać mi kolory.
Tłumaczyli mi,
czemu one są takie piękne.
Pokazywali mi
obrazy, opisywali ich walory.
I chociaż
przynosili mi najbogatsze kwiaty, u mnie były biedne.
Robili, co mogli,
ale nic mi nie pomogło.
Już nie tylko nie
rozróżniałam poszczególnych kolorów,
Wszystko było szare
– szary stół, szary człowiek, szare godło.
Szare drogi,
prowadzące do szarych wyborów.
W całym tym obrazie
czarna tylko ja.
Może jeszcze sznur
czy żyletka białe.
Ale poza tymi
rzeczami, szare życie gna.
A właściwie gnało,
bo już nie jest szare.
Bo pewnego dnia
dostałam do ręki pędzel.
Z kolejnymi chwilami
dostawałam farby.
Uczyłam się
malować, z czasem coraz prędzej.
Malowałam morza i
gór wielkie garby.
I chociaż dostałam
nową paletę barw jasnych,
Nie zapomniałam o
zbiorze mych ciemnych kolorów.
Zostawiłam
odpowiedni odcień na przeżyciach własnych.
Odkrywając jednak
inny wygląd miast, domów.
Dziękuję więc
ludziom, którzy mi dali możliwość
Do namalowania na
nowo mojego życia.
Którzy okazali w
odpowiednim momencie wrażliwość
I pomogli na nowo
przystosować się do zwykłego bycia.
Dziś mój świat ma
wiele różnych kolorów.
I ciemnych, i
jasnych, i tych gdzieś pomiędzy.
Są ułożone w
miliony skomplikowanych wzorów,
W których kryją
się wszelkie przeżycia, odczucia i rodzinne więzy.
wtorek, 26 marca 2019
Dzień, jak dziś
Może drażniłoby mnie, że są takie dni.
Takie, jak ten. Gdy siedzę, a sił brak.
Kiedy już nawet nie lecą po twarzy łzy.
Gdy po prostu czuję, że coś jest nie tak.
W słuchawkach leci smutna muzyka.
Chciałabym spać, lecz zasnąć nie mogę.
Być może zegar w pokoju gdzieś tyka.
Być może ktoś kończy za długą drogę.
Nie do końca wiem, co wokół się dzieje.
Mówię ludziom, że to tylko zmęczenie.
Pewnie, że mi uwierzą, powinnam mieć nadzieję.
Cóż, nie mam. Nie obchodzi mnie dzisiaj ludzi spojrzenie.
Nie czuję smutku, odrazy czy zakłopotania.
Czuję tylko, że dziś muszę odpocząć.
Może jednak pozwolić sobie na chwilę spania.
Albo po prostu na chwilę z książką spocząć.
Może drażniłyby mnie takie dni.
Może uznałabym je za niemiłe.
Może poczułabym, że jakiekolwiek uczucie się tli.
Wszystko być może. Gdybym tylko miała siłę.
Takie, jak ten. Gdy siedzę, a sił brak.
Kiedy już nawet nie lecą po twarzy łzy.
Gdy po prostu czuję, że coś jest nie tak.
W słuchawkach leci smutna muzyka.
Chciałabym spać, lecz zasnąć nie mogę.
Być może zegar w pokoju gdzieś tyka.
Być może ktoś kończy za długą drogę.
Nie do końca wiem, co wokół się dzieje.
Mówię ludziom, że to tylko zmęczenie.
Pewnie, że mi uwierzą, powinnam mieć nadzieję.
Cóż, nie mam. Nie obchodzi mnie dzisiaj ludzi spojrzenie.
Nie czuję smutku, odrazy czy zakłopotania.
Czuję tylko, że dziś muszę odpocząć.
Może jednak pozwolić sobie na chwilę spania.
Albo po prostu na chwilę z książką spocząć.
Może drażniłyby mnie takie dni.
Może uznałabym je za niemiłe.
Może poczułabym, że jakiekolwiek uczucie się tli.
Wszystko być może. Gdybym tylko miała siłę.
czwartek, 21 lutego 2019
Do dorosłych
Żadne z nas nie wie, jak wygląda świat dorosłych.
Żadne z nas w nim jeszcze nie było.
Każdy z nas dziennie podejmuje się wyzwań, dla was prostych
Podczas gdy my marzymy tylko, żeby to się skończyło.
Może nie wiemy, co to życie, nie wiemy wielu rzeczy.
Może umiemy tylko płakać przez ciężar przygniecieni.
Być może jesteśmy nikim, nikt temu nie przeczy.
Ale co? Mamy czekać aż to się samo zmieni?
Jeśli mamy być dorośli, chcemy choć spróbować.
Może nie zostaniemy nimi teraz i tu.
Ale musimy wcześniej płakać, krzyczeć, śmiać się i żałować,
Bo inaczej nie dorośniemy nawet w wieku lat stu.
Więc nie mówcie nam z góry, że kiedyś zrozumiemy.
Nie mówcie, że w waszym wieku świat wygląda inaczej.
Wiemy to i poznawać dalej ten świat chcemy,
Ale zrozumcie, że problemy nie istnieją tylko w sytuacji waszej.
Musimy teraz przeżyć to, co wyście już przeżyli.
Być może ciut drastyczniej, ciąć się, przyglądając ważce,
Palić fajki, pić alkohol, głodzić się w trudnej chwili.
Ale czy wy byliście dorosłymi zawsze?
Żadne z nas w nim jeszcze nie było.
Każdy z nas dziennie podejmuje się wyzwań, dla was prostych
Podczas gdy my marzymy tylko, żeby to się skończyło.
Może nie wiemy, co to życie, nie wiemy wielu rzeczy.
Może umiemy tylko płakać przez ciężar przygniecieni.
Być może jesteśmy nikim, nikt temu nie przeczy.
Ale co? Mamy czekać aż to się samo zmieni?
Jeśli mamy być dorośli, chcemy choć spróbować.
Może nie zostaniemy nimi teraz i tu.
Ale musimy wcześniej płakać, krzyczeć, śmiać się i żałować,
Bo inaczej nie dorośniemy nawet w wieku lat stu.
Więc nie mówcie nam z góry, że kiedyś zrozumiemy.
Nie mówcie, że w waszym wieku świat wygląda inaczej.
Wiemy to i poznawać dalej ten świat chcemy,
Ale zrozumcie, że problemy nie istnieją tylko w sytuacji waszej.
Musimy teraz przeżyć to, co wyście już przeżyli.
Być może ciut drastyczniej, ciąć się, przyglądając ważce,
Palić fajki, pić alkohol, głodzić się w trudnej chwili.
Ale czy wy byliście dorosłymi zawsze?
sobota, 12 stycznia 2019
Moja apokalipsa
Do tej pory, jest to najdłużej pisany wiersz - napisanie go zajęło mi ponad rok.
Zaprosiłam do siebie jeźdźców w liczbie cztery.
Pierwszy przyjechał na bladym koniu, mówił, że jest śmiercią.
Przyjechał, mówiąc, że w moje życie się wcieli.
Faktycznie, poczułam, że emocje we mnie się wiercą.
I gdy jeździec ten siedział przy mnie coraz dłużej
Nie spoglądał nawet na drzwi, by stąd wyjść,
Wszystko wokół zaczęło mnie nurzyć.
Wtedy nagle zapragnęłam, by do niego przyjść.
Drugi jeździec, co rumaka miał czarnego,
Mówił, że jest głodem, może dotknąć wszystkich.
I on wszedł sobie śmiało do życia mego.
Oprócz mego domu, włamał się do myśli.
Nie przyszedł w postaci braków środków jednak.
Postanowił wybrać nieco inną drogę.
Przyszedł, jako nienawiść i niesmak.
Na każdym kroku postawił przeszkodę.
On tylko cicho przypominał mi o mojej masie.
O tym, jak wyglądam, jak przez to się czuję.
O tym, że pewnie jestem najgorsza w całej klasie.
I tak wyszło, że sama z siebie głoduję.
Kolejny jeździec, którego koń miał rydzy kolor,
Powiedział, że jest wojną i przybył w moje życie.
Na stałe zagościł, nie było kolorowo.
Od ilu tam siedzi, pewnie nie uwierzycie.
Ale to nieważne, ile się ze sobą biję.
Zdążyłam zaakceptować, że mam czasem czegoś dość.
Gdzieś tam, w tyle czaszki siedzi, że może przeżyję.
Rany na duszy to nie to samo, co złamana kość.
Ostatni jeździec, co konia miał białego,
Nie wtargnął w życie nagle, nie robił nic, czego bym nie chciała.
On stanął w uchylonych drzwiach, pytając "chcesz tego?"
Nie miałam już uczuć. "Cokolwiek", odpowiedziałam.
I gdy On przyszedł do mojego życia,
Tamci schowali się w cieniu Jego chwały.
To On pozwolił mi wyjść z ukrycia.
Po tamtych zostały wspomnienia, lęki, czasem koszmary.
Gdyby nie ten jeździec, nie miałabym niczego.
Gdyby nie ten jeździec, nadal bałabym się przekroczyć próg.
Gdyby nie ten jeździec, nie widziałabym nic, z wyjątkiem złego.
Bo ten dobry jeździec, to był właśnie Bóg.
Zaprosiłam do siebie jeźdźców w liczbie cztery.
Pierwszy przyjechał na bladym koniu, mówił, że jest śmiercią.
Przyjechał, mówiąc, że w moje życie się wcieli.
Faktycznie, poczułam, że emocje we mnie się wiercą.
I gdy jeździec ten siedział przy mnie coraz dłużej
Nie spoglądał nawet na drzwi, by stąd wyjść,
Wszystko wokół zaczęło mnie nurzyć.
Wtedy nagle zapragnęłam, by do niego przyjść.
Drugi jeździec, co rumaka miał czarnego,
Mówił, że jest głodem, może dotknąć wszystkich.
I on wszedł sobie śmiało do życia mego.
Oprócz mego domu, włamał się do myśli.
Nie przyszedł w postaci braków środków jednak.
Postanowił wybrać nieco inną drogę.
Przyszedł, jako nienawiść i niesmak.
Na każdym kroku postawił przeszkodę.
On tylko cicho przypominał mi o mojej masie.
O tym, jak wyglądam, jak przez to się czuję.
O tym, że pewnie jestem najgorsza w całej klasie.
I tak wyszło, że sama z siebie głoduję.
Kolejny jeździec, którego koń miał rydzy kolor,
Powiedział, że jest wojną i przybył w moje życie.
Na stałe zagościł, nie było kolorowo.
Od ilu tam siedzi, pewnie nie uwierzycie.
Ale to nieważne, ile się ze sobą biję.
Zdążyłam zaakceptować, że mam czasem czegoś dość.
Gdzieś tam, w tyle czaszki siedzi, że może przeżyję.
Rany na duszy to nie to samo, co złamana kość.
Ostatni jeździec, co konia miał białego,
Nie wtargnął w życie nagle, nie robił nic, czego bym nie chciała.
On stanął w uchylonych drzwiach, pytając "chcesz tego?"
Nie miałam już uczuć. "Cokolwiek", odpowiedziałam.
I gdy On przyszedł do mojego życia,
Tamci schowali się w cieniu Jego chwały.
To On pozwolił mi wyjść z ukrycia.
Po tamtych zostały wspomnienia, lęki, czasem koszmary.
Gdyby nie ten jeździec, nie miałabym niczego.
Gdyby nie ten jeździec, nadal bałabym się przekroczyć próg.
Gdyby nie ten jeździec, nie widziałabym nic, z wyjątkiem złego.
Bo ten dobry jeździec, to był właśnie Bóg.
Subskrybuj:
Posty (Atom)